top of page

Tęsknota za wiecznością

  • Zdjęcie autora: kozmokosma
    kozmokosma
  • 20 sty 2023
  • 2 minut(y) czytania

Zaktualizowano: 21 paź 2024


Czyli o tym, czy warto, czy nie warto się reinkarnować(!)...

Znów cytuję tu Nietzschego: "Zgiń mówi ból. Lecz nad ból rozkosz głębiej łka, wieczności chce, bez dna, bez dna!". Czy bardziej chcielibyśmy żyć wiecznie, czy raczej umrzeć w końcu (a może nigdy się nie narodzić?).

Po pierwsze chciałem tutaj omówić nietzscheańską ideę Wiecznego Powrotu. Otóż był to jak sądzę eksperyment myślowy i wyzwanie. Następujące: czy tak kochasz i jesteś w stanie samodzielnie usprawiedliwić w ten sposób swoje istnienie, żeby przeżywać je nieskończoną ilość razy, łącznie z tym co najgorsze w twoim życiu. Nietzsche dorobił do tego koncepcję wiecznego czasu i skończonej ilości materii we wszechświecie. Chodziło mu o to, że w takim modelu "wszechwszystkiego", wszystko musi się w końcu powtórzyć i to nieskończoną ilość razy. Brzmi to już jak zupełne szaleństwo i coś niemożliwego, ale... ostatnio dowiedziałem się (z Internetu, od jednego pana jutubera), że jest fizyczna teoria, o wszechświecie blokowym, gdzie czas to tylko nasze złudzenie, a czasoprzestrzeń istnieje niezmiennie w wieczności, czyli mniej więcej, że każda chwila istnieje tak samo realnie, zarówno przeszła, teraźniejsza jak i przyszła. Bardzo dziwna koncepcja nam się może wydawać, ale sama teoria względności wydaje dziwaczna, a jednak się sprawdza. Oczywiście najprawdopodobniej nigdy nie dowiemy się czy wspomniany "fizyczny model wszechświata blokowego" jest prawdziwy. Jak pisałem w przypowieści "UNIO MISTICA", najwyższym argumentem za reinkarnacją jest doświadczanie unii z bogiem, czyli przeżywanie najwyższego uczucia estetycznego, zachwytu nad naturą. I nie obraziłbym się gdybym musiał to przeżywać nieskończoną ilość razy. To co tu wprowadza Nietzsche to swego rodzaju dywersja na rzeczywistość, a jednocześnie próba ziszczenia marzenia o tym, żeby nigdy nie umrzeć. Jezus z Nazaretu próbował w inny sposób takiej dywersji i spełnienia dokonać. Czyli jakieś unii z transcendencją po śmierci. To wszystko można pomyśleć (Wieczny Powrót, czy Królestwo Niebieskie), samo to, że można to pomyśleć to dużo, ale czy to jest realne? Mi najsensowniejszym i zdrowo rozsądkowym, najbliżej prawdziwej reinkarnacji wydaje się płodzenie/rodzenie potomstwa... I tu znowu powraca pytanie reinkarnować się czy nie? I jeśli chcesz mieć dzieci i jesteś niepłytki/a zadaj sobie to pytanie. Oprócz takich oczywiście: czy jesteś dość odpowiedzialny, dobry ku temu (pytanie o materialne zabezpieczenie dziecka jest banalne, ale JEST ważne...) itd. Piszę to dlatego też, że uważam że ludzi zbyt wielu ludzi obsiadło świat, inna rzecz jeszcze, że ważne, aby nie rodzić nieszczęśników i cierpiących. Ze swojej strony, zdarza mi się, nierzadko, poczucie bycia manicheistą i antynatalistą... Buddyści też nie chcą się reinkarnować... W filmiku poniżej wykorzystałem utwory zespołu Non Opus dei (co tłumaczy na dzieło nieboskie), do których nie roszczę sobie żadnych praw, ale na swój sposób lubię ten projekt muzyczny. Pamiętam, że jako dzieciak rozkręciłem tzw. pogo pod sceną, na ich koncercie, że mi wokalisto-gitarzysta rzucił kasetę, którą podpierdolił mi jednak od razu kolega-ówczesny metalowiec obecnie kolejarz. Mam nadzieję, że gdyby Non Opus deiczycy to widzieli jeszcze raz by mi rzucili tę kasetę.




 
 
 

Comments


bottom of page