top of page

Przepis na budowę sanktuariów

Przegryzam "paradoks" chrześcijaństwa


Paradoks bogoczłowiek jest możliwy

I chodził, też po ziemi o imieniu Jezus

Otóż bogoczłowiek to jedna osoba

I jeśli wszystko dzieje się naprawdę, a dzieje się

Zatem ta osoba była śmiertelna, zaiste śmiertelna

Jej paradoks zwie się pomyłką królestwa niebieskiego

Wyrosłą z zachwytu nad pięknem świata ziemskiego


Paradoks jego kultu tzw. chrześcijaństwa

To nielogiczny węzeł gordyjski

Zwie się ten węzeł: ludzka ułomność

Zwiecie się dziećmi bożymi

Wobec świata który dzieje się naprawdę

Jesteście ledwie dziećmi

To ten świat jest bogiem


Kiedy jezus umierał, złożył

Piękno świata ziemskiego

W ofierze

Swojej świadomości

Która ginąc jest pustką

Nie dotykającą transcendencji

Stał się grobem gwiazd

Zamknął

Zatkał niebo

W swojej umierającej świadomości

Małej jak ziarnko piasku

Odepchnął niewidzialne ręce drzew

Wyciągające się ku każdemu kto umiera


Umierając w ten sposób przestał być jednym z bogiem

Stał się jednym z... motłochem


Tak powstało chrześcijaństwo



Tekst luźniejszy niż poprzednie:


Po pierwsze w kościele wszystko jest fałszywe, więc trzeba go przebudować na prawdziwe kościoły-świątynie świata, nie zaświata. Po drugie staną się naprawdę świętymi miejscami, gdy będą wiedzieć, będą świadome, będą przeczuwać, że kiedyś spłoną.


Już spieszę z wyjaśnieniami. Świątynia jest przenośnią człowieka. Jezus (mam na myśli archetyp-hasło: Jezus) stał się przenośnią świętości w bycie ludzkim i jego wartości... Nie mylić ze świętoszkowatością, mam na myśli wartość życia człowieka, której nie jest on sprawcą. Wszak Jezus kościoła to fałszywy Jezus, ale o tym na koniec. Rozumiem "filozofię" Jezusa tutaj po nietzscheańsku i szczerze w takim świetle mi się ona bardziej podoba niż kościelnym, ale nie w każdym aspekcie, choćby ze względu na życzeniowe królestwo niebieskie. Zobacz spadająca gwiazdka! pomyśl życzenie (o życiu wiecznym w niebie) dziecko (boże)... O te dziwne lodowate niebo!


I nawet, gdy spalisz kościół, to ludzie, będąc płytkimi i zakochanymi w pozorach, tego nie zrozumieją, a to ma głęboki sens... Jedyne co z tego wyniosą to sensacja. Ta powierzchowność we wszystkim u ogółu, jest obrzydliwie zadziwiająca. Niech coś będzie zupełnie puste, ale wystarczy opakowanie (czy da się naprawdę z a k o c h a ć np. w kobiecie, która jest jedynie opakowaniem?). Tak też często ludzie biorą mętną wodę za głęboką, gdyż robi pozorne wrażenie nieprzeniknionej. Piję tutaj np. do instytucji kościoła, w której wszystko na pozór, np. tzw. czystość seksualne. O kościele jednak później. Teraz jeszcze o chrześcijaństwie jako takim stworzonym przez "stado małych ludzi", na bazie tego co autentycznie (w moim rozumieniu) reprezentował sobą "syn boży". Dlaczego Nietzsche napisał, że był tylko jeden chrześcijanin. Ten, który umarł na krzyżu. To nie takie trudne do pojęcia...


Otóż "mali ludzie" podchwycili "naukę", o królestwie niebieskim i zrobili z tego sensację, porzucając tak wiele z tego czym była nauka Jezusa, w moim rozumieniu. Królestwo niebieskie to stan ducha na ziemi, wyrosły z zachwytu nad tym co ziemskie. Zachwytu do tego stopnia, że ciężko nie uwierzyć, że świata nie stworzył Ojciec w niebie, łącznie z ludźmi. Dlatego miałby ich ponownie zabrać do siebie do transcendentnego raju, gdy umrą. W ten sposób świat i człowiek w nim miałby stać się kompletny (w niejako zamkniętym obiegu dusz, rodzących się i po śmierci ciała odchodzących na łono "Ojca", tym czasem, obieg świata jest otwarty, od swego początku do końca, i świat nie wie dokąd zmierza... dodam jeszcze tylko tutaj, że prawdziwy obieg dusz, to krąg narodzin i śmierci, narodzin i śmierci i tak "w koło Macieju", cała ewolucja zjawiska życia, łącznie z ludzkim), ale to utopia, która prowadzi do stagnacji. Utopia ta jest jednak, na swój sposób, lecz jest oparta na pozorze... (co nieraz tłumaczyłem, gdzie indziej). Otóż kult Jezusa-chrześcijaństwo, to pozór, pozoru, w którym zakochał się Jezus. "Mali ludzie" zakochali się w dogmacie o życiu jednostkowej duszy po śmierci. Łatwo naukę i królestwo niebieskie, przerobić na wygodny dogmat dla próżnych, dla prostych, dla gnuśnych. Tak oto nie dość, że chrześcijanie przerzucili punkt zaczepienia wszystkiego w zaświaty i zrzucili odpowiedzialność za wszystko na świecie na boga w transcendencji i wyzbyli się dojmującego przeczucia śmierci (szklanka bytu nie jest pełna, ona jest do połowy pusta), to jeszcze wręcz zanegowali świat. Dodam też, że, między innymi, w wyżej opisany sposób, nauki moralne Jezusa straciły swoją podstawę na ziemi, czyli wartość ludzi jako dzieci bożych. Dodam też, że ludzie uznali się za "grzesznych", co stało się usprawiedliwieniem dla ich grzeszenia. Przecież całą odpowiedzialność jest praktycznie, zrzucona na transcendentnego, tudzież niebieskiego "Ojca". Kontynuując wątek z braku Ojca niebieskiego wynika, z tego, że dogmat moralny o miłości do wszystkich jako dzieci bożych jest niespełnialny, choć wzniosły i wielu nie zasługuje zwyczajnie na taką na miłość... Gdyż jeśli "Bóg" Jezusa nie będzie podtrzymywany przy życiu i kultywowany, to przestanie istnieć. Na świecie nie ma wielkich rzeczy z automatu. Z automatu nie ma "dzieci bożych", nie ma "transcendencji". Krótko mówiąc: chrześcijańska prawda jest fałszem, gdy brak w niej a u t e n t y c z n e j wiary. A jakoś nie spotkałem jeszcze kogoś (chrześcijanina) kto byłby tego wszystkiego świadomy. Dlatego (w uproszczeniu) Nietzsche, mówił, że tylko Jezus był autentycznie chrześcijaninem.


Teraz o tym dlaczego, (nawet) z tym autentycznym chrześcijaninem się nie zgadzam. Np. gdy "śpiewam" (patrz ilustracje filmowe), o tym, że Jezus umierając, złożył piękno świata, świata w ofierze swojej świadomości, a później stał jednym z "motłochem". Znaczy to, mniej więcej, tyle, że dla niego stał się ważniejszy człowiek niż prawda (o tym, że dusza-świadomość jest śmiertelna), wywyższając człowieka ponad Naturę, tak na prawdę go poniżając i zakłamując jego jedność z Naturą. Jedność jego śmiertelnej duszy z Naturą. Otóż piękno i światło widzialnego świata, także umiera, jeśli nie ma kogoś kto je widzi, wierzy w nie kultywuje. Jedność z Naturą to nobilitacja człowieka, a wiara w transcendencję jest porzuceniem istoty jego człowieczeństwa... Reasumując Jezus razem z chrześcijanami, złożyli piękno świata ziemskiego na ołtarzu wymysłu mózgu-świadomości Jezusa. Wymysłu bądź domysłu o transcendentnym raju jednostkowej duszy, który jest na 99,99999999999999 % domysłem fałszywym, z racji prozaicznej prawdy, że fizycznie, tam po drugiej stronie, dla żywych istot, NIC NIE MA.


Teraz o tym dlaczego Jezus tzw. kościoła to fałszywy Jezus. Po pierwsze: tak jak napisałem wcześniej, mali ludzie zachwycili się tym człowiekiem i spłodzili przekłamane historie i mitologię o nim.

Po drugie chrześcijański bóg jest dobrotliwy i miłosierny i jest osobą. Co ciekawe jest to zupełnie sprzeczna wizja ze starotestamentowym Jahwe, który wywodzi się ze starożytnej Mezopotamii i jest równie okrutny jak prawo Hammurabiego. Ale mali ludzie nie kwapią się nawet przeczytać Biblii. W dodatku to zjawisko zwane światem, które ja nazwałbym bogiem nie jest dobrotliwe i miłosierne, również nie jest osobą. Chrześcijański bóg to ledwie projekcja myślenia życzeniowego na świat, i po prostu nie istnieje. Wszak są rzeczy na niebie i ziemi, o których...


Inaczej mówiąc, żył sobie taki artysta 2000 lat temu, który nie tolerował rzeczywistości i zrobiono z niego "celebrytę". Tyle w temacie. I oto mamy takie bagno teraz jak katostan w kraju.


Jak już podkreśliłem, królestwo niebieskie to stan umysłu na ziemi, ale mali ludzie biorą go dosłownie. W sztuczny sposób "wywyższa" to człowieka ponad Naturę na każdej, praktycznie, płaszczyźnie. To jest ogromnie szkodliwe, a jednocześnie ten sam dogmat właściwie poniża człowieka np. poprzez niespełnialne przykazy ascezy na rzecz abstrakcji-boga i zdrowe instynkty zabija i wypacza (patrz np. asceza seksualna i księża co " lubią" dzieci). To z kolei prowadzi do tego, że ateiści bywają dekadentami czy hedonistami żeby odbić od religii chrześcijańskiej (patrz. subkultura lgbt, tutaj gwoli wyjaśnienia, dygresja: nie twierdzę, że nie ma gejów, lesbijek, transów itd. Twierdzę natomiast, że to rodzaj rewolucji hipisowskiej, mówiąc ładnie, czy bardziej niecenzuralnie ruchu, ruchu... Jeszcze inaczej mówiąc narosła wokół takich ludzi taka subkultura. Dla mnie niesmaczna, osobiście i jak byłbym, dajmy na to gejem to nie wiem czy bym się z niej cieszył. Moim zdaniem trzeba uszanować godność takich osób i żeby bronić praw gejów, kobiet, czarnoskórych czy kogokolwiek odmiennego, trzeba sobie zdać sprawę, że takie osoby istnieją naprawdę i rzeczywiście i są odmienne... Cała empatia wyrasta później z tego źródła... Inna rzecz że homofobia to gówno, z takiej racji, że homofobowie homoseksualnie podniecają się niezdrowo, że są hetero).


Wszystko w tej religii jest fałszywe (gdzie tam jest miłość bliźniego?).


Co zatem jest prawdziwym sanktuarium? Ziemia, Natura i w nim śmiertelny "Jezus", czyli potomek świata (idąc dalej potomek ewolucji biologicznej i w końcu wszechświata, wszak zesłał go na ziemię przypadek i nigdzie stąd nie pójdzie) i ten co nim się autentycznie zachwycił, w swej skromności człowieczej zwąc go bogiem.


Najgłębszą może myślą i doznaniem chcę się podzielić na koniec w ilustracjach filmowych, która w sposób przemyślany do cna, z prostymi ilustracjami i fałszującym wokalistą, ukazuje co działo się, gdy Jezus umierał. I dlaczego tak złe było to, że w istocie przeniósł on punkt ciężkości ze świata w zaświaty, czyli złożył sobie świat w ofierze. A później zrobiono z tego jeszcze popłuczyny, jak pisałem już wyżej.


Kristos pamiorł! Woistinie pamiorł!:



oto wielece próżna tajemnica wiary:


0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

UNIO MISTICA

bottom of page