top of page

O transcendencji

emanacja transcendencji:


Otóż w czasach starożytnych ludziom wiara w ideę stwórcy (monoteizm) wydawała się czymś wyższym. Wiara w wysublimowaną esencję świata, wydawała się wyższa, niż spontaniczna religia oparta o zachwyt nad samym stworzeniem (politeizm). Greccy filozofowie nawet nazywali Żydów, narodem filozofów z racji tego, że wierzyli w jednego boga. I coś jest na rzeczy, jak powiedział Nietzsche: chrześcijaństwo (wywodzące się z judaizmu) jest zwulgaryzowanym platonizmem dla ludu (czyli chodzi tu generalnie o przywiązywanie większej wagi do wiary w ideę stojącą (po)za światem, niż świata samego). W dzisiejszych czasach ja wiem... że świat powstał spontanicznie, tak jak i bóstwa pogańskich przodków. Dla mojego ojca ideą stojącą za światem była zapewne matematyka, fizyka, inteligibilne struktury w świecie (A.K.K. był profesorem fizyki), ale na pewno nie uznawał ich za boską osobę. Opowiadał mi jak byłem dzieciakiem, że te same wzory opisują budowę galaktyk i płatków śniegu. Trudno się nie zgodzić, że to zadziwiające i faktycznie ma miejsce. Ale to nie dowód na istnienie projektanta-inteligenta świata (ojciec mój też nie wierzył)! Istnieje też chaos i spontaniczność, i to też jest stwórcza siła, i tak zaistniało życie na Ziemi, i poprzez tę chaotyczną siłę rozwijało się aż po dzisiejszy świat i ciebie samego. Nie ma sensu mówić, żeby jednocześnie straszny przypadek i cud (siła sprawcza która powołała świat do życia) był ideą (np. matematyczną, nie wspominając już, czy pomysłem idealnego boga (nawias w nawiasie: jeśli umiesz przyglądać się światu: dostrzegłbyś, że jeśli istniałby spersonifikowany stwórca świata i życia, musiałby być okrutny, zły i nawet schizofreniczny w wielu aspektach. Np. spójrz na ewolucję (ciekawostka: naukowcy, którzy się nią zajmują są najczęściej ateistami, matematycy, fizycy i astronomowie częściej wierzą w boga... wnioskuj!). Jeśli dowodem na istnienie boga miałby być sam człowiek (zasada antropiczna w stosunku do dyskutowanego (nie)bytu, czyli boga), to w takim razie jakie cechy musiał mieć bóg, żeby stworzyć inteligentą małpę-człowieka? Wnioskuj! Ja na koniec wysunę taki wniosek, że pogańscy politeiści mieli więcej racji, od monoteistów-"mędrców". Trzeba czcić to co jest (to trudniejsze, ale stokroć piękniejsze), nie to czego nie ma (idea, zaświat, bóg stwórca), choć tak jest stokroć łatwiej, ale i mniej godnie i głupiej, a głupota podepcze i zabije wszystko w końcu, tym bardziej, że wiara w transcendencję jest oszukiwaniem się (vide oszukiwaniem ludzi przez "kapłanów). Moje wyznanie wiary mówi: nie szukaj pomocy w niebiosach, jesteś tu sam i jeśli nie zaprowadzisz sprawiedliwości sam to nikt nie pomoże, a kościół w Polsce robi bagno, dlatego wypisz się z tej chorej i chciwej, lubieżnej instytucji społecznej i drzwiami pierdolnij i kapłanom i politykom pokaż faka i wypisz się też ze "stwórcy" od razu! I nie stocz się przy tym do małpy, hedonisty, a jak będziesz "dekadentem" to bądź w dobrej wierze, że ostatni będą pierwszymi. Nazywają bałwochwalstwem czczenie świata, dla mnie to jest bałwanochwalstwo czczenie abstrkacji (stwórcy), wspomniany platonizm dla ludu. Chronią swoje idole, symbole religijne i narodowe bardziej niż ludzi, ci którzy teraz zasiadają na tronach (sedesach). Wciąż jest co czcić, nawet jeśli "eksperyment ewolucji"-człowiek jest bez sensu...


Tyle tytułem wstępu (w którym "trochę" mnie poniosło). Miałem mówić o transcendencji, a zatem mówię tak: możesz być ledwie niedoskonałym pomostem nad transcendencją, ale nie mostem do niej... Tak jest np. gdy wyobrażasz sobie, że ściana jest zbudowana z atomów o bardzo rozproszonej strukturze, ale spróbuj przejść przez ścianę to rozkwasisz sobie nos. Podobnie jest ze śmiercią (i transcendencją poza życie, tutaj już CAŁKOWICIE ludzka wyobraźnia zawodzi i śmiesznym się wydaje, żeby po drugiej stronie anioły śpiewały lepkie kołysanki, bo mówimy tutaj o Nienazwanym). Albo ty jesteś prawdziwy, albo twoje urojenie zwane bogiem... W takim razie, czyż bóg nie jest pasożytem? I czy świat będzie miał kiedyś odwagę się go wyzbyć?


Cóż ludzie lubią uciekać od rzeczywistości. Robią to w kierunku transcendencji-dla nas właściwie będącej pustką i abstrakcją (co pięknego i żywego jest w całkowitej abstrakcji?). Transcendencja też jest bogiem-światem (jeśli już mamy być panteistami) i wiemy, że istnieje bo my istniejemy. Ale nigdy jej nie dotykamy, co najwyżej ocieramy o nią. Dążenie do poznania świata (świata-boga w człowieku) powinno polegać na zmaganiu się z problemem tego, że owa transcendentna pustka (i śmierć, którą musimy zaakceptować akceptując życie w pełni) autentycznie jest(?), a nie projektowaniu na nią swoich najgorszych cech, a potem jeszcze mówieniu, że to głos z zaświatów każe nam np. zakazywać aborcji, albo zniszczyć World Trade Center za harem w zaświatach, podczas, gdy to nasz własny zjebany głos, transcendencja to nie ukryta miłość, czy nienawiść to zwyczajnie przepełniona, przelewająca się PUSTKA (pustka z naszej perspektywy, a inna perspektywa nie istnieje!).


Oczywiście nie wyczerpałem tutaj tematu i będzie się on przewijał w innych "przypowieściach".



Na zakończenie: "podróż wokół transcendentalnych kolumn jednostkowości" (utwór Burzum i "kilka" moich zdjęć telefonem):




0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

UNIO MISTICA

bottom of page