O kosmosie (chaosie) i ewolucji
- kozmokosma
- 20 sty 2023
- 8 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 27 lis 2024
Otóż są rzeczy na niebie i ziemi...
Na wstępie zacznę od wątku porównania religijnego i poza religijnego objaśniania świata... Zaczynajmy. Otóż, wyjaśnienia religijne oparte na wierze, to właściwie nie wyjaśnienia świata tylko narzędzia to zaciemniania świata na potrzeby człowieka (tak w ogóle to często mafii kapłańskiej) i więcej mówią nam o psychologii ludzkiej niż o świecie jako takim. Niegdyś takie wyjaśnienia może (podkreślam: może) służyły przetrwaniu ludzi, dziś służą już ich zgubie. Czy to naprawdę taki heroizm budować świat, na tym co rzeczywiste i racjonalnie udowodnione? Być może z tej racji, że okazuje się, że wtedy cały porządek rzeczy ludzkich stoi na głowie! Albo siedzi na dupie... Przykładowo: Nietzsche napisał coś takiego: "Poprzez rozum człowiek oddzielił się od zwierzęcia, czy poprzez rozum znowóż nie musi uznać się za zwierzę". W takich rozważaniach można sięgać znacznie dalej i głębiej i do takichż wniosków dochodzić, dalszych i głębszych. Teraz opiszę wizję świata rzeczywistego nie z perspektywy ludzkiej wypaczonej psychologii, a wtedy i wnioski same powinny się nasówać...

Życie na planecie Ziemia, jest owocem bezmiaru przestrzeni i czasu wszechświata... Ale o tym zaraz. Życie na Ziemi jest to tak nieprawdopodobne zjawisko, że zwykłemu człowiekowi, czy próżnemu kreacjoniście, niezwykle trudno jest uwierzyć, że nikt życia nie zaplanował. Nawet Twoje własne istnienie graniczy z cudem. Skąd się wziąłeś, to zaiste "cud", że istniejesz, złożyły się na to miliony okoliczności takie jak to, że twoje dziadkowie spotkali się tu i tam, albo to, że akurat ten a nie inny plemnik twojego, ojca zapłodnił tę a nie inną komórkę jajową twojej matki, gdyż Twoi rodzice to robili, akurat na pralce, a nie na stole. To taki prosty obrazek, przejdę teraz do obrazu. Tak samo jest z Życiem na Ziemi. Powstało ono jako przypadek. Zrządzenie nieskończenie wielu przypadków. A żeby mogły one się spełnić, trzeba było ogromnej maszyny losującej, a jest nią ogrom wszechświata w czasie i przestrzeni (dawno temu sam to odkryłem na długim spacerze przez las do Niewodnicy, jak byłem młody). Życie stworzył przypadek, graniczący z cudem, możliwy dlatego, że kontinuum czasoprzestrzeni we wszechświecie jest niewyobrażalnie dla nas ogromne. W tak ogromnej bańce nastało życie, które można nazwać formą anomalii, błędu. Obrazować to można dalej np. tym, że żeby życie mogło się narodzić, "potrzebowało" do tego ogromu odpowiednich warunków, by powstać, które spełnia akurat nasz zakątek wszechświata. Jednak nie jest powiedziane, że życie ot tak sobie rośnie gdzie mu wygodnie. Przykładowo istnieją planety podobno znacznie lepiej nadające się do rozwoju i istnienia życia niż ziemia, ale kto powiedział, że samo jego zjawisko musi się tam pojawić? Ponoć struktura komórki organicznej jest bardzo skomplikowana (w porównaniu np. do struktur kryształów) i jej zjawisko, z której wyewoluowały wszystkie organizmy można uznać za anomalię we wszechświecie. Z drugiej strony myślę i dostrzegam, że do powstania pierwotnych organizmów przywiązuje się zbyt dużą dozę mistycyzmu i ludzkiej tendencji do przeceniania swojej wyjątkowości, również jako formy materii żywej! Myślę, dostrzegam, że możliwe było powstania życia z materii nieożywionej. Z resztą na dobrą sprawę, kto potrafi zdecydować co żyje a co nie w sensie bardziej już "metafizycznym", toć granica jest płynna. Jak napisał Nietzsche: "Życie, koniec końców, jest rodzajem martwego i to bardzo rzadkim rodzajem". Ewolucja też działa na zasadzie losowości przypadkowych mutacji... Ale do tego przejdę później. Teraz opiszę na czym polega zjawisko życia. Ono polega na tym, że istoty żywe są nosicielami "samolubnego genu", czyli program istoty żywej to rozmnożyć "gen". Często ludzie nazywają to wolą boską. Otóż nic bardziej mylnego jeśli jak pokazałem wcześniej sam ten program wszystkiego co żyje nie został zaplanowany i jest dziełem przypadku, że wszystko co żyje zachowuje się tak jak się zachowuje. Czyli jest zaprogramowane na rozmnożenie genu, a później śmierć. W między czasie musi się odżywiać i mutuje w sposób nieprzewidywalny i przypadkowy. Działa tutaj dobór naturalny, czyli zmutowane korzystniej organizmy przeżywają. Tutaj, jeszcze taka dygresja, że powstanie życia ginie w pomrokach pradawnego czasu i nie wiadomo czy nie było więcej jakiś proto-żyć, zjedzonych ostatecznie przez to, które reprezentują obecnie wszystkie żywe organizmy od bakterii po wieloryba (chodzi o ten sam kod genetyczny u nich wszystkich, a co za tym idzie i zaprogramowanie działania... Pamiętam, że oglądałem w Internecie też film, którego bohaterem była umierająca ze starości bakteria, zadziwiające jest jak taki już organizm podobny jest do dajmy na to konającej antylopy, kiedy walczy o to żeby nie umrzeć, czyli idąc tokiem wcześniejszego myślenia, być dalej nosicielem "samolubnego genu"). Nie Nie odnaleziono do tej pory organizmu, który miałby kod genetyczny inny niż ten pierwotnego wspólnego przodka, który był prawdopodobnie czymś podobnym do bakterii. Zgrabne organizmy, wyłoniły się jako zwycięzcy na loterii ewolucji (tak! sonet Szekspira, powstał poprzez walenie małp w maszynę do pisania, tylko trwało to wieczność z perspektywy krótkiego życia istoty ludzkiej) Przegrane umarły, już. Ten banalny proces, zadziwiająco mechaniczny i pojmowalny, nazywać duchem niematerialnym, Bogiem do tego inteligentnym i dobrym moralnie to idiotyczne jak być apologetą moralnym Boga z kart Biblii. Gdyż to proces nie tylko "banalny", ale także, okrutny dla samych istot żywych. Jakże dziwne to jest mimo to. Stwórca życia może zdawać się nam wręcz głupi, niczym człowiek który łyka wymiociny z mediów... I ta losowość o której wspomii nieprzewidywalność i straszny, bezwzględny chaos były i są obecne. W skali całego zjawiska życia było wiele katastrof, które nieraz niemal unicestwiły Życie na Ziemi. Czyli przypadki losowe, które zmieniały biosferę do imentu. W szkole kazali uczyć się nam o erach dziejów ziemi (wkuwać), ale dlaczego nas, nie nauczyli, że oddzielają je w zapisie kopalnym najczęściej właśnie globalne katastrofy. Świat to jeden wielki, przedziwny cmentarz! 99% gatunków jakie istniały na Ziemi już wymarły. A z dinozaurów unoszą się jaskółki, czyż nie jest świat tak przedziwny, że wywołuje to miazgę emocjonalną? Swoją drogą, ponoć, unoszą się za sprawą tego, że w czasie największego (95% gatunków wymarło) wymierania permskiego spadła tak drastycznie ilość tlenu w atmosferze, że gady dinozaurokształtne (obecnie ptaki) "nauczyły się" bardzo wydajnie oddychać (co dziś ptakom potrzebne jest do latania... powtarzam: czynnik chaosu i Przypadek!)

A teraz pomyśl, że te procesy złożyły się powstanie ludzkości, czyli nazbyt wielu przedstawicieli gatunku, który niszczy życie na planecie i samych siebie!!!!
Idąc jednak dalej w rozważaniach na temat istoty wszystkiego co składa się na świat. Wszechświat to zimny ojciec, życia, a Ziemia, nie umiejącą pomóc swoim dzieciom, matką. Co do zimnego ojca, to tam, na górze jest dosłownie lodowata otchłań. To niedorzeczne wierzyć dosłownie, że taki ojciec, zabierze nas do siebie w gwiazdy do swojego królestwa. Zatem można powiedzieć, że niebo za dnia jest jak skóra, gdy zaś zajdzie słońce odsłaniają się trzewia nieba. Czyli właśnie ten bezkres, który nas zrodził. O noc jakże piękna i straszna jest i głęboka! Wracając na ziemię jednak wychodzi na to, że modlitwa to nie rozmowa ze stwórcą, ale jakimś człowiekiem w niebie, czyli na dobrą sprawę ze samym sobą. Wracając jeszcze bardziej na ziemię, w zakładzie psychiatrycznym naoglądałem się ludzi religijnych... Taka ciekawostka, chłopak co jak katarynka cały czas się modlił, nawet na sedesie. Byłby to dobry ministrant... Starożytni Grecy, którzy mieli duże tendencje do idealizowania, wymyślili słowo "kosmos", co znaczy ład i porządek i harmonię. Ale wszechświat to nie tylko matematyczno-fizyczna dokładność jest on bardzo chaotyczny i zmienny w swej istocie. Pierwsze co mi jako kosmicznemu laikowi przychodzą do głowy: rozszerzanie się z przyspieszeniem wszechświata, wybuchy supernowych, zderzanie galaktyk, czy innych ciał niebieskich (wszystko z ogromnymi prędkościami jak na naszą skalę). Ogromu wszechświata i chaosu w kosmosie nie widać najczęściej, ale on ma tak samo na nas wpływ jak dajmy na to mikroorganizmy-bakterie np. które są praktycznie wszędzie na naszej planecie, a przecież ich nie widać gołym okiem. Tak samo jest z wszechświatem jest on wszędzie (np. tzw. mrówki-zakłócenia w telewizorze to pozostałość po promieniowaniu tła). Istnieją np. burze słoneczne (przewiduje się, że gdyby taka burza teraz nastąpiła siadła by cała elektronika na świecie), w dziejach Ziemi zdarzały się zmiany jej orbitowania wokół słońca, co np. doprowadziło do ostatniej epoki lodowcowej, najprawdopodobniej. Inny przykład, gdy z nieba spadają takie "niespodzianki", jak ta co spowodowała śmierć dinozaurów, rok galaktyczny temu... Wszechświat nie jest opiekuńczy... Jest niebezpieczny. A Ziemia to "dla niego" nic nie znacząca błękitna plamka, podobnie nic nie znaczy "dla niego" istota ludzka, kolejny argument za ateizmem, ale czy od razu nihilizmem? Albo uciekaniem od świata w różne eksperymenty jak to robiła większość najmądrzejszych tego świata (patrz "O mędrcach")? Że wszechświat jest naszym domkiem, jest błędem perspektywy maciupkiego człowieczka, który akurat za swojego życia nie doświadczył tego, że wszechświat potrafi być też niebezpieczny i chaotyczny.
Ludziom nie podoba się bardzo myśl, że cały świat jest tak niestabilny i zmienny, a jednak jest to warunek konieczny istnienia i musimy się z tym pogodzić i albo podążać "za wszechświatem" i "budować dom" tak, żeby z nim żeglować, albo sztuczną wysepkę, która nie przetrwa fali. Taka szeroka przenośnia... "Wszystko płynie" również jeśli chodzi o ewolucję biologiczną, a jej twory-żywe istoty "dla niej" również nic nie znaczą, kolejny argument za ateizmem, ale czy za nihilizmem (patrz Incipit tragoedia). "Stwórca" (którego nie ma!) jest okrutny wobec istot żywych, w tym nas. Jak nie wierzysz jeszcze w "jego" okrucieństwo przyjrzyj się ewolucji i światu drapieżników i ofiar. My jednak jesteśmy za mali i niesamodzielni, żeby budować dom w takim świecie, my sobie po prostu zmyśliliśmy dobrą, łagodną i miłującą stworzenie, bozię... Dawkins słynny krzewiciel teorii ewolucji (przeczytałem wiele jego książek), powiedział, że dumny jest z bycia istotą ludzką z tego powodu, że człowiek ODKRYŁ naukę. Tak! Nauka to odkrywanie, nie tylko teoria! To jak wielkie śledztwo, za stwórcą, który popełnił świat. To jak bardzo jest on pojmowalny i dziwny i głęboki wywołuje miazgę emocjonalną. Nie dziwię się zatem Dawkinsowi, że tak to ujął, to nie lada Sztuka odpowiedzieć na tyle pytań. Bardzo ładnie i dumnie powiedziane (kwestia o byciu dumnym). To pierwszy krok do budowania takiego domu, ale ludzie tacy jak Dawkins "nie budują domu", bo są zbyt zajęci walką z niezadowolonymi wieśniakami z widłami (czytaj kreacjonistami, chrześcijanami), którym nie podoba się PRAWDZIWY obraz wszechświata. Tak my jesteśmy tylko jakimś etapem, czymś na drodze ewolucji-pociągu, którym jedziemy... Istnieją pewne tory, ale nie ma maszynisty. W obronie takiego świata stoi Nietzscheański Dionizos. Inni mędrcy chcieli uciec od świata (patrz przypowieść: "O mędrcach").

Dodam, że naukowcy zajmujący się ewolucją życia częściej są ateistami, a astronomowie, czy fizycy częściej skłaniają się ku budowniczemu. Jak wspominałem dla mnie prawa fizyki i entropia są po prostu dowodem na istnienie praw fizyki i entropii, a nie osoby boskiej. Przecież to absurd. Co więcej wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią mi, że wbrew temu co powiedział Einstein: "Bóg" jednak gra w kości. I to mocno.

No i na koniec, jeszcze taka oto refleksja. Mimo że jesteśmy istotami zdolnymi wiedzieć wiele, jesteśmy istotami "za małymi", by zrozumieć wszechświat. Krótko mówiąc: istniejemy, ale w skali wszechświata wiemy jeszcze tyle co nic. To co postuluję swoją filozofią, to to, że powinniśmy żyć i radzić sobie samodzielnie z tym co mamy i być świadomi swoich ograniczeń. My żyjemy, ale prawda ostateczna umarła. Inaczej mówiąc: Ostateczną prawdą jest to, że dla nas ona jest nieosiągalna, co nie znaczy, że nic nie jest osiągalne i w ogóle żadnej prawdy nie ma. Otóż, prawda czyli coś co daje prawa, nam-istotom ludzkim istnieje, ale jest to prawda ziemska i trudna i brzydka (per aspera ad astra... jak to mówią). Jeśli chcemy być podmiotami a nie zombie musimy być świadomi swoich ograniczeń... Podstawowym ograniczeniem jest to, że jesteśmy istotami śmiertelnymi... O czym pisałem w "przypowieści" UNIO MISTICA. Dla niektórych może to diametralnie zmienić znaczenie ich życia... Zmienia a nie odbiera znaczenie, chyba, że w sensie chrześcijańskim.
Na koniec utwór zespołu: Plaga pod tytułem: śmierć cieplna wszechświata:
implozje ognistych ciał, zlodowacenie planet
kompresja żywiołów, bezpłodnych matek lament
przestrzeń jałowa niczym, piaski pustyni Seta
wciąż wyje w strachu konająca gwiazda
jej blask już nie oślepia, jej żar już nie podpala
usypia w objęciach najstarszej ze śmierci
co nie zwraca życia lecz z niego wyzwala
splendor miliardów dusz, zastygajacych w Panu
podczas gdy wieczny wąż zjada siebie samego
zaszyte usta niemo krzyczą - Śmierć, Śmierć, Święta Śmierć
pogrążamy się w niebycie, pustce, absencji światła
gdy rozszalała bestia chwyci pyskiem Łańcuch czasu
obróci w proch ogniwa, wykute przez demiurga
opada powieka, wszechwidzącego oka
zatrzymany cykl kreacji, przez martwy płomień, który
odrzuca przyczynowość, rozpuszcza rzeczywistość
Śmierć Cieplna Wszechświata, Śmierć Cieplna Wszechświata
Śmierć Cieplna Wszechświata, Mahapralaja

Comentarios