O kobietach i mężczyznach
- kozmokosma
- 20 sty 2023
- 6 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 16 cze 2024
Ilustracja pasuje pewnie bardziej do pierwszej optymistycznej części tekstu, do drugiej już nie...
Jak to się mówi: kobieto "puchu" fajny... Otóż kobiety są bardzo przystosowane przez naturę pod ciążę (nie mylić mnie z pomylonym kaznodzieją co "mówi": macie rodzić!), z tego względu należą im się duże fory i nie ma w tym nic złego jeśli je sobie przyznają, myślę, że kochają też bardziej, i nie ma się czego wstydzić! Za to mężczyzna musi dużo sobie wywalczyć, być bardziej użytecznym, bo jest zwierzęciem jałowym, kobieta mniej musi, co nie znaczy, że nie może. Napisałem wszak o niej "puchu", bo na duchu jesteśmy bardzo podobni i jesteśmy tak samo zanurzeni w bulszicie świata tego (co może czyni mężczyznę bardziej "kobiecym", a kobietę bardziej "męską", że się tak wyrażę). Więcej tłumaczyć chyba już nie muszę. Może dodam jeszcze taką teorię własną, że przez większość czasu istnienia naszego gatunku byliśmy jaskiniowcami, gdy kobiety więcej zajmowały się dziećmi, a mężczyźni byli do cięższych i niebezpieczniejszych zadań i to siedzi ludziom, gdzieś we krwi. Nietzsche zauważył, że wśród zwierząt samce to płeć piękna, to dlatego, że samce muszą się więcej napracować, żeby przekazać swoje geny, a samicy wystarczy, że jest samicą. I z tego stanu zwierzęcego też zostało w ludziach od cholery... Ale ja nie lubię zezwierzęcenia w negatywnym sensie tego słowa. Ale i nie można odrzucać całkiem natury bo wtedy wyjdzie nam coś a'la "ruch" lgbt (o którym też tu będzie mowa). Być może też w ogóle nieetyczne jest robienie eksperymentów myślowych na ludziach jak na zwierzętach (i jeden nieżyjący mój kolega powiedział już dawno temu, że gdybym mówił o swoich przemyśleniach tak jak jemu, przy jakiś zakapiorach to dostałbym wpierdol...), ale może na to sobie zasłużyli/ły.
To tak tytułem wstępu.
Chodźmy dalej.
Jestem zdania, że kobiecie jak i mężczyźnie trzeba być, przede wszystkim, człowiekiem i parterem. Zwykły "humanizm". O to walczyć też ma feminizm. Bo kobietom jest dużo trudniej ze społecznego punktu widzenia, odkąd patrzymy w historię jest silna tendencja samczej dominacji (o obecnej sytuacji w Polsce nawet nie mówię, czyli zakazie aborcji, który bezpośrednia narusza podmiotowość przede wszystkim kobiet, tak kobiet nie płodów. Hmm... zaraz? podmiotowość płodów? Boska podmiotowość? Medycyna unieważniona, nie wspominając, że z powodu inflacji przez tych idiotów dziecko trudniej wyżywić a z powodu całkowitego zakazu aborcji przez tych idiotów strach zachodzić w ciążę). Mężczyźni jako jałowi pod względem rozmnażania i silniejsi, zajmowali się przez trwanie świata o wiele częściej innymi zadaniami niż pilnowanie ogniska domowego. Z drugiej strony prawdą jest, że zrobili sobie monopol na to, np. nie dopuszczano kobiet na uniwersytety, ale też myślę, że to byłaby spiskowa teoria dziejów, że mężczyźni to takie świnie, że np. są autorami większości wynalazków, teorii naukowych itd. Faktycznie jest o co walczyć, o wartości humanistyczne, tak kobiety istnieją, geje istnieją, czarni istnieją itd. Są to ludzie! Heureka! Feminizm łączy się często z hasłem "ruchu" lgbt. Np. "obala się" patriarchat za pomocą "transwestytów"... Wydaje się to bez sensu, ale chodzi tu o pokazanie, że przede wszystkim powinniśmy być ludźmi, a później płciami. Szczytne i piękne. Niestety i tutaj ludność zachłysnęła się pozorem i dajmy na to taki koleś co przebrał się w akcie odwagi za babę, staje się autentycznie (dosłownie) transwestytą... I (pseudo) feminizm dziś dotyka odhumanizowanie, wynikające ze spaczenia dobrodziejstwami cywilizacji i udomowieniem człowieka. Kobiety, myślę, temu udomowieniu łatwiej ulegają. Ale zauważ, że ten świat, który został wydany kobietom na konsumpcję, wybudowali mężczyźni (nie menszczyźni, czy tępe uje). Wydaje się, że jak już zbudowali to są niepotrzebni tak jak i męskość w ogóle, wszak cały czas pracują, żeby utrzymać infrastrukturę tego świata na konsumpcję. Widziałeś kiedyś kobiety spawające nocą tory kolejowe, czy remontujących drogę? I ta męskość, mężność będzie potrzebna jak ten świat zacznie się sypać, ale być może wtedy będą już tylko plastikowe manekiny chodzić po ziemi. To co tutaj piszę to oczywiście skrót myślowy i uproszczenie.
Jak równouprawnienie to i w kwestii mizantropii, zatem obawiam się, że dalsza część tekstu będzie taki wydźwięk miała.
Bez kobiet mężczyźni by się powyrzynali dawno. W sensie: nie mam nic przeciwko sterowaniu mężczyzną za pomocą miłości. Ale sterowanie za pomocą seksu jedynie to jest masakra. W dzisiejszym zdehumanizowanym konsumpcyjnym świecie, najważniejszą wartością kobiety robi się jej seksualność (a np. obraża najprostsza czynność domowa), wokół której kręci się świat. A czyż tysiące kobiet się sprzedało poprzez Internet i milion razy tyle menszczyzn (w tym nie powiem, że nie ja) ich nie kupiło. Mówiąc bardzo delikatnie. To nie są filmy dla "dorosłych" tylko choroba cywilizacyjna. Wszystko pieniądze, popyt i podaż. To spotwarza seksualność, tak jak dajmy na to fermy przemysłowe jedzenie mięsa. Tym bardziej, że ciężko odróżnić bywa człowieka od zwierzęcia hodowlanego, mam na myśli tzw. ucywilizowanego człowieka. Wolę zatem już sikać jak czarny człowiek do czarnego pisuaru...
Wrócę tutaj np. do tak zwanego "lgbt"... Ci oto wspaniali ludzie zapomnieli co to natura i biologia. W świecie ożywionym podział na płci ewoluował miliony lat, także cała ta płynność między płciami u trans-ludzi to trochę "bzdet". Otóż ktoś posiadający autentycznie problem niezgodności poczucia płci z ciałem, ma problem. Nie jestem za tym, żeby utrudniać komuś takiemu życie jeszcze bardziej, ale tak robi moda na lgbt. W sensie moim zdaniem utrudnia życie wszystkim którzy są jakoś odmienni seksualnie, od normy, którą wyznacza natura (nie ludzkie snobistyczne "autorytety). Kolejny "bzdet" to udawany homoseksualizm, wzięty z kosmosu (głowy), istnieje też coś takiego jak natura i świat, z którym tę głowę trzeba skonfrontować (na tym polega historia zarówno men-jak i -womenkindu...). Cóż jednak jest ona (wspomniana natura) zawsze trochę rasistką, męską szowinistką itd., ale z drugiej strony od tego jesteśmy ludźmi, by mieć bardziej ludzkie odruchy niż natura, która też rzadko popada w drugą skrajność stając się wojowniczym hetero księdzem ninja, czy wszech-hitler-jugend debil. Ogólnie też sama homofobia (jakoś dziwnie odnosi się ten termin do męskiego homoseksualizmu...) ma podłoże biologiczne, co nie znaczy, że jest "uprawomocniona" u homo SAPIENS, gdyż w przyrodzie obowiązuje zasada nie jedz tego co nie nadaje się do jedzenia, dlatego łatwo o wstręt do samej myśli o stosunku z mężczyzną będąc mężczyzną, myślę, że to naturalne. Ale podkreślam nie jest to powód by kogoś prześladować, z drugiej strony nie jest to powód żeby prześladować mnie za pisanie tutaj jakiś wywodów o wrodzonych naturalnych cechach w człowieku. A jak tęcza to tęcza, czyli rzeczywiste różnice, czyż nie?
Nietzsche pisał, że samo mistrzostwo w stroju ukazuje że kobieta jest powołana do roli wtórej. Z drugiej jednak strony, można powiedzieć iż mężczyzna "wtórny jej pięknu" (nie chodzi tylko o zewnętrzne i młode...). Wszystko jest okej kiedy płci wtórują do siebie w harmonii jakiejś. To co dzisiaj obserwujemy to przewaga wtórności mężczyzny do kobiety, co skutkuje umysłową kastracją mężczyzn, co jak wcześniej napisałem poskutkuje tym, że gdy świat znów przestanie być rurkami z kremem na dupie, będzie już za późno. To zdanie to skrót i ironia, jakby kto pytał.
Tutaj będzie już tylko ze mną gorzej więc nie czytaj dalej mojego mocarnego irracjonalnego wyrzygu przenienanwiści do rodzaju ludzkiego.
Zmagania między Tanatosem a Erosem... Dlaczego wszędzie widzę byt ku śmierci? Może jestem porąbany? Może i jestem dlatego jeszcze trochę w takim tonie porąbania dopiszę kilka zdań. Jeśli czytałeś inne moje teksty to wiesz, że nie stoję po stronie tzw. tradycyjnego chrześcijaństwa z jego dekadencją (czyli schyłkowością, bytem ku "bogu"-śmierci, choć oczywiście nie jestem na tyle zacietrzewiony żeby nie dostrzegać, że chrześcijańskie zaświaty, większości jego wyznawców służą do zachowania spokoju, równowagi na ziemi i możliwości nieprzejmowania się widmem śmierci), z jego chamskimi ciężkodupymi męskimi patriarchami, bo to ich "ojcowanie", to ich eros własny, a nie ku kobietom jako podmiotom. Z kolei co nazywa się dziś upodmiotowieniem kobiet? Trochę takie kuszenie Adama zatrutym owocem... Nie stoję zatem również po stronie pseudo-feminizmu, a jeśli to czego jestem dzisiaj świadkiem to właśnie prawdziwy feminizm, to znaczy, że same feministki (również męskie) spaliły na panewce to w dzisiejszej czasoporzestrzeni robi się pusty ruch, a często wręcz od-ruch... wymiotny. Jak to się mówi prawda leży gdzieś po środku, a mnie właśnie ona interesuje (dlatego nie trawię katoli ani pokolenia pornoli). Mężczyźni, gdy urabiają pod siebie kobiety wyglądają jak debile, mężczyźni, których urabiają pod siebie baby również jak debile wyglądają, jak i same te baby wyglądają jak debilki, bo ich bronią wobec mężczyzn jest seksapil... jak "wiadomo": "one mają siłę" i "girls just wanna have "fun"". Zatem jest to pęd ku śmierci- jak, niby śmiesznie, obawiają się świętojebliwi. Mi "przeelgiebetyzowanie", jak i świętojebliwym, przypomina zbiorową chorobę psychiczną. Bo czy widzisz? Jak ta "rewolucja", odrzuca seksualnie osobniki w niej nie partycypujące ze wzajemnością. Pozostają sami "konsumenci", czyli liczy się seks, a skoro nie służy rozmnażaniu to czemu nie uprawiać go każdy z każdym "i wogle" i wszem i wobec. Czy widzisz slogany na murach? I ty możesz wreszcie zostać ciotą-ofermą! Czyż to nie wspaniale! Zawsze o tym marzyłeś! Ewentualnie możesz zostać pudelkiem wszak z muskulaturą Szwarcenegera... Czy widzisz ostatecznie jak gdzie niegdzie jeszcze popierdolone baby z botoksem rodzą garbate psychicznie dzieci i ojców. To zwykły przesiew zbyt dużej liczby ludzi na ziemi, tak jak dajmy na to na przykład wojna i nacjo-nazizm. Piszę to wszystko celowo z ironią. Czyż się nie rozprykało stado? Vanitas vanitatum et omnia vanitas... Reasumując tu nie wygrał Eros-choć niby tak wygląda z pozoru. A ty do końca swojej egzystencji pozostań obsmarczonym nastolatkiem i nazywaj mnie Kubusiem fatalistą, czy innym zgredem, którym nie jestem. Droga wolna... Podobno.

Comments